wtorek, 17 października 2017

Jesień na Warmii - cz 2: żurawina

W najbliższej okolicy mojego domu rodzinnego (mniej więcej w promieniu 5 km) są co najmniej cztery bagna, na których rośnie żurawina (przynajmniej ja o tylu wiem). Próbowałam zbierać żurawinę na wszystkich czterech, przy czym jedno bagno kompletnie mi nie podchodziło i na jednej próbie się zakończyło, natomiast drugie w większości jest nadal śródleśnym jeziorem i wchodzę na nie tylko czasami. Regularnie zbieram żurawinę na dwóch. Są to ilości nieduże - kilka litrów rocznie - ot tyle, żeby starczyło mi na nalewkę i kilka słoiczków dżemu na zimno.

jezioro z zabagnionym brzegiem
bagno
Pierwszy raz zdecydowałam się zbierać żurawinę już w sierpniu. Nie był to jednak najlepszy pomysł - było mało dojrzałych owoców, a przy dłuższym przechowywaniu (nawet kiedy były rozsypane "na płasko" na strychu, aby dojrzały) strasznie dużo się zepsuło.
Najlepszą porą okazał się październik - większość owoców była już dojrzała, były to spore egzemplarze, więc i zbierało się je szybciej i przyjemniej. Jedyny mankament polega na tym, że ludzie jak idioci rzucają się na te jeszcze niedojrzałe, zwłaszcza jak ktoś zbiera je "dla zarobku". No, ale te 3-4 litry zawsze zebrałam, więc nie jest tak źle.
Samą żurawinę najlepiej zbierać w słoneczny dzień, kiedy to owoce "wychodzą" z mchu i łatwo zlokalizować te czerwone kropelki.

żurawina

żurawina

Kiedyś - jak wiem z historycznych przekazów - żurawinę na tych terenach zbierało się jedynie zimą, zwykle w styczniu, kiedy to bagna były skute lodem (co minimalizowało ryzyko utonięcia).

Jeśli chodzi o zbieranie żurawiny też mam jedną zasadę - na bagno nigdy, ale to nigdy nie idę sama. Zawsze idę minimum z jedną osobą - tak dla bezpieczeństwa. Bądź co bądź, bagno to woda, a unoszące się na tej wodzie kępy mchów, żurawin i innej roślinności (jak np. boberek trójlistkowy, rosiczka okrągłolistna, czy turzyce) nie jest "stałym" podłożem, więc i nietrudno się utopić, czy chociażby wpaść po kolano do wody i nie móc się wydostać. Także asekuracja jest zawsze mile widziana.

Jak już wspomniałam z żurawiny robię dwie rzeczy - nalewkę i dżem na zimno.

Dżem to sprawa banalna - po prostu ucieram taką samą ilość (wagowo) żurawiny i cukru (albo gocką, albo po prostu blenderem), przekładam do słoiczków i pasteryzuję - dosłownie 5 minut - albo wycinam krążki z papieru śniadaniowego, nasączam spirytusem, kładę na wieczko i zakręcam słoiczki.

Nalewka to również prosta sprawa.

Nalewka żurawinowa
1 l żurawiny
1l wódki
laska cynamonu (ok 7 cm)
kilka gożdzików
2 małe gwiazdki anyżu
ewentualnie kawałek laski wanilii (osobiście wolę bez)

Do słoja wrzucam opłukane (ale suche), dojrzałe owoce, które wcześniej ponakłuwałam igłą (wersja dla leniwych - lekko rozgnieść owoce, ale ja tego nie praktykuję, żeby później móc użyć owoców do deserów lub innych potraw). Dodaję przyprawy korzenne - całe goździki, połamaną korę cynamonu i anyż gwiaździsty (pakuję to wszystko w gazę, żeby później łatwiej się tego pozbyć). Zalewam alkoholem - samą wódką, albo wódką z domieszką spirytusu i wody - i zostawiam na słonecznym parapecie na 2-3 tygodnie. Po tym czasie zlewam alkohol a owoce zalewam syropem cukrowym, w ilości takiej samej ile było alkoholu jaki wlaliśmy, i zostawiamy na kolejne 2-3 tygodnie. Zlewamy i łączymy z alkoholem. Mieszamy, filtrujemy i rozlewamy do butelek.

UWAGI: Syrop cukrowy to standardowo: 1 litr wody zagotowujemy z 1 kg cukru i studzimy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz