poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Konkurs sklepu Retro Koralik

Biorę udział w konkursie urodzinowym sklepu Retro Koralik, do czego i was zachęcam. Więcej szczegółów po kliknięciu w baner na pasku bocznym. Osobiście jestem zachwycona cudeńkami tworzonymi przez dziewczyny :D

A oto i praca zgłoszona przeze mnie:

I jak wam się podoba? Ja jestem z niej bardzo zadowolona :)

P.s. Na zgłaszanie swoich prac macie czas do 7.05.2013!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

słodki weekend

Jak to z weekendami bywa, lubię upichcić coś pysznego, upiec jakieś ciacho i trochę poleniuchować. Dlatego upiekłam coś pysznego. Pierwowzór przepisu pochodzi stąd. Troszkę go zmodyfikowałam, ale efekt mnie zachwycił - muffinki, które wprost rozpływają się w ustach! :)


A zaczęło  się od tego, że szukając żelatyny znalazłam mnóstwo budyniów w proszku z kończącym się terminem przydatności - tylu paczek bym przez miesiąc nie przejadła, nie mówiąc o kilku dniach. I wpadłam na pomysł, żeby zamiast mąki w jakimś przepisie dać proszek budyniowy właśnie. Wybór padł na jedną z wersji przepisu na magdalenki, który kiedyś znalazłam w sieci.
Po moich modyfikacjach wyglądało to tak.

Muffinki budyniowe:
150 g masła
1 szkl drobnego cukru
5 opakowań budyniu waniliowego w proszku (po 38 g - starałam się trafić w okolice 150 g łącznie)
2 jajka

Masło roztopiłam w mikrofalówce. Jajka ubiłam z cukrem na puszystą masę. Dodałam lekko przestudzone masło i proszek budyniowy i zaczęłam mieszać mikserem - UWAGA! tu popełniłam straszny błąd, bo budyń uniósł się nagle białą chmurą i proszek miałam nie tylko na nosie, ale też w promieniu pół metra we wszystkich kierunkach ;) dlatego zalecam mieszanie szpatułką :) Potem już tylko w foremkę do muffinek włożyłam papilotki i nalewałam w nie ciasto - do ok 2/3 wysokości. Piekłam dobre 30 minut w temperaturze 180°C. 

P.s.Można podawać z kremem - ciekawie smakuje krem z mascarpone, śmietany i lemon curd: fajnie przełamuje słodkość babeczek ;)
P.s.2 No podobnej zasadzie zrobiłam również babkę - zamiast samego budyniu dałam 1/3 szkl mąki i 3 opakowania proszku budyniowego, piekłam ok 50 minut.

A tak wygląda środek babki - jest intensywnie żółty, jakby było w niej nie wiadomo ile żółtek lub jakiś barwnik spożywczy ;)




A oto zapowiedź czegoś, co przygotowuję od czwartku:

Czy już wiecie co to będzie? Na pewno coś milutkiego i całkiem pracochłonnego. Nie wiem nawet, czy starczy mi włóczek do skończenia. Oczywiście jest to tylko niewielka porcja już powstałych pomponików (zdjęcie z piątku). Mam nadzieję, że już niedługo będę się mogła pochwalić efektem.

Miłego, bezśnieżnego popołudnia! (Bo za moim oknem sypie śnieg grubymi płatami...) :*

wtorek, 2 kwietnia 2013

wiosenne przebudzenie

Można powiedzieć, że jak niedźwiedź usnęłam na okres zimowy i wraz z wiosną obudziłam się znów do craftowego życia ;)

Zabieram się za pisanie tego posta już któryś raz - albo coś jest nie tak albo - jak ostatnio - niechcący usunęłam prawie gotową wersję :( Ale może tym razem uda mi się napisać i opublikować tego powrotnego posta. Tak, powoli pojawiam się znów w wirtualnej rzeczywistości - problem sprzętowy zażegnany poprzez zakup nowego komputera, wróciłam z dłuższego pobytu na "wygnaniu", no i oczywiście powróciła mi wena, bo trochę cierpiałam na jej brak. A teraz, po kolei, pochwalę się chociaż niektórymi zakończonymi w międzyczasie projektami.

Po pierwsze zrobiłam na drutach kocyk dla mojego trzy-i-pół-miesięcznego teraz siostrzeńca - najprostsza opcja, same prawe i lewe oczka, podwójna nitka biała i niebieska, na większości wzór "szachownica", początek i koniec robiony ściągaczem podwójnym.


Po drugie od już dość dawna zachwycam się maleńkimi paterkami na ciastko, które widuję na większości blogów i na pintereście. Skoro mi się podobają, to oczywiście chciałabym takie mieć - choć jedną. A że chcieć to móc - oto i ona! Moja własna prywatna paterka :) I w dodatku zroboina własnoręcznie przeze mnie. "Kryształowy świecznik na teaighty - nóżka patery - to zakup z Pepco za jakieś 5 złotych. Talerzyk to znalezisko okołoremontowe w domu rodziców. Jeszcze tylko klej na gorąco, kawałek wstążki w kratkę  i gotowe. Zastanawiam się jeszcze czy nie pomalować jej farbą w sprayu - białą, różową lub miętową, ale póki co podoba mi się taka kryształowa :)


Błąkając się po pintereści w poszukiwaniu inspiracji natknęłam się na ogrodowy diy-taśma z nasionami. A że w tym roku planuję trochę poeksperymentować w warzywniku wykombinowałam sobie, że wykorzystam ten pomysł. Założenie proste: potrzeba taśmy celulozowej, mąki, wody i nasionek. I od razu problem - co to ta taśma celulozowa i skąd ją wziąć? A że należę do leniwców wymyśliłam, że może zamiast tej taśmy wykorzystam dość szeroką taśmę z rafii (oczywiście niebarwioną). Tak więc na taśmie odmierzyłam odległości w jakiej powinny być siane nasionka (wg wskazówek z opakowania) i zaznaczałam je ołówkiem. Następnie z mąki pszennej i wody zrobiłam dość gęsty klej, nanosiłam kroplami na wyznaczone punkty i na kroplę wrzucałam po kilka nasionek (4-5). Taśmę zostawiłam do wyschnięcia (uwielbiam ogrzewanie podłogowe!) i zwinęłam w rolkę. No i teraz tylko czekam aż stopniej śnieg, żeby wsadzić taśmę z nasionkami w ziemię i zobaczyć co z tego wyjdzie :)


Również w internecie natykałam się dość często na motyw wąsów - praktycznie na wszystkim i z wszelkiego rodzaju materiałów. A że zwolenniczką wąsów nie jestem, postanowiłam zrobić sobie protest-shirta. Moje zdolności krawieckie są oględnie mówiąc znikome, tak więc wykorzystałam jakąś białą podkoszulkę smętnie ukrytą w kącie szafy. Jeszcze tylko zapomniany od prawie roku flamaster do pisania po tekstyliach i ... Tadam! Efekt końcowy mnie osobiście bardzo zadowala ;)


A że nie samym tworzeniem człowiek żyje, to spełniałam się też w kuchni - nie ma to jak przygotować smakowitości ;)



Dolne fotografie wykonałam aplikacją na telefon, którą ostatnio się zachwycam - przed zrobieniem zdjęcia wybierasz jeden z sześciu efektów jaki chcesz uzyskać (m.in "polaroid" i powyższy o nazwie "paper"). A po zrobieniu fotki program sam konwertuje je do takiej właśnie, podniszczonej wersji :) i teraz większość zdjęć, jakie wykonuję telefonem komórkowym są właśnie tego typu.

Chyba jeszcze nie wspominałam o moim uwielbieniu do pewnej sieci marketów budowlanych na literkę P (jak Praktiker) ;) No więc tak - może nie jest to jakaś szczególnie powszechna choroba, ale ja na nią zapadłam ;) I nie chodzi o zakupy stricte budowlane, choć np wolierę dostałam tylko tam. Bardziej chodzi o gadżety wnętrzarskie. Tak, tak - po pierwsze w listopadzie zakupiłam w nim przecudne jelonki z białej porcelany za... 4 złote (słownie cztery!) sztuka. Skakałam ze szczęścia pod sufit - póki nie zobaczyłam cudnego, szarego konika na biegunach za jakieś 10 złotych.


Nie zawiodłam się również i przed Wielkanocą: piękne ceramiczne jajeczko z retro grafiką za 5 złotych sztuka, zestaw trzech drewnianych domków dla ptaszków za 11 złotych komplet i coś co chciałam, żeby siostra przywiozła mi z Anglii, bo u nas tego nie widziałam: ceramiczny "toczek" na 6 jajek, w cudnym zielonym kolorku za 7 złotych. No po prostu uwielbiam ten sklep!


Post wyszedł jakiś monstrualnie długi, więc na dziś już skończę. Teraz już raczej mam zamiar pojawiać się w miarę regularnie - głowa pełna pomysłów, aż paruje, a ręce same rwą się do roboty.
Miłego poświątecznego popołudnia!

 P.s. Post nie jest sponsorowany przez żadną z firm wymienionych w jego treści.