Potem, tak dla osłody, do popołudniowej kawki zrobiłam biszkopt przełożony dżemem żurawinowo-gruszkowym i kremem śmietanowym, który dodatkowo "dosmaczyłam" aromatem kokosowym - bardzo fajnie mi się to skomponowało - posypałam płatkami migdałowymi i voila!
A później - w końcu! - zrobiłam swoje pierwsze w życiu biscotti. I oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie rzuciła się od razu na głęboką wodę próbując wymyślić swój przepis na te pyszne włoskie ciasteczka. Wyszły niezłe, ale to nie do końca to, o co chodziło, chyba muszę jeszcze popróbować przed świętami ;)
po lewej ciastka z oryginalnego przepisu, po prawej moja trochę piernikowa wariacja na temat ;) |
Rok temu udziergałam sobie komin z cudnej wełenki w kolorze brzoskwiniowym. O taki:
A teraz, do kompletu, powstała czapa. Obszerna, z wielkim pomponem, o dość luźnym splocie.
Na koniec pochwalę się jeszcze postępami w SALowym wyszywaniu. Haft powstał na kremowej kanwie (szara kanwa jest w Olsztynie niestety zbytkiem luksusu), niektóre białe krzyżyki (m.in. śnieżynki) wyszyłam białą, opalizującą muliną.
Jeszcze nie wiem, co z tym haftem zrobię - myślałam o wykorzystaniu na powłoczce lub o oprawieniu w ramkę i umieszczeniu przy moim rękodzielniczym kąciku. Na pewno pokażę, w sumie to mam jeszcze czas do namysłu zanim go skończę, prawda?
Miłego weekendu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz