wtorek, 2 kwietnia 2013

wiosenne przebudzenie

Można powiedzieć, że jak niedźwiedź usnęłam na okres zimowy i wraz z wiosną obudziłam się znów do craftowego życia ;)

Zabieram się za pisanie tego posta już któryś raz - albo coś jest nie tak albo - jak ostatnio - niechcący usunęłam prawie gotową wersję :( Ale może tym razem uda mi się napisać i opublikować tego powrotnego posta. Tak, powoli pojawiam się znów w wirtualnej rzeczywistości - problem sprzętowy zażegnany poprzez zakup nowego komputera, wróciłam z dłuższego pobytu na "wygnaniu", no i oczywiście powróciła mi wena, bo trochę cierpiałam na jej brak. A teraz, po kolei, pochwalę się chociaż niektórymi zakończonymi w międzyczasie projektami.

Po pierwsze zrobiłam na drutach kocyk dla mojego trzy-i-pół-miesięcznego teraz siostrzeńca - najprostsza opcja, same prawe i lewe oczka, podwójna nitka biała i niebieska, na większości wzór "szachownica", początek i koniec robiony ściągaczem podwójnym.


Po drugie od już dość dawna zachwycam się maleńkimi paterkami na ciastko, które widuję na większości blogów i na pintereście. Skoro mi się podobają, to oczywiście chciałabym takie mieć - choć jedną. A że chcieć to móc - oto i ona! Moja własna prywatna paterka :) I w dodatku zroboina własnoręcznie przeze mnie. "Kryształowy świecznik na teaighty - nóżka patery - to zakup z Pepco za jakieś 5 złotych. Talerzyk to znalezisko okołoremontowe w domu rodziców. Jeszcze tylko klej na gorąco, kawałek wstążki w kratkę  i gotowe. Zastanawiam się jeszcze czy nie pomalować jej farbą w sprayu - białą, różową lub miętową, ale póki co podoba mi się taka kryształowa :)


Błąkając się po pintereści w poszukiwaniu inspiracji natknęłam się na ogrodowy diy-taśma z nasionami. A że w tym roku planuję trochę poeksperymentować w warzywniku wykombinowałam sobie, że wykorzystam ten pomysł. Założenie proste: potrzeba taśmy celulozowej, mąki, wody i nasionek. I od razu problem - co to ta taśma celulozowa i skąd ją wziąć? A że należę do leniwców wymyśliłam, że może zamiast tej taśmy wykorzystam dość szeroką taśmę z rafii (oczywiście niebarwioną). Tak więc na taśmie odmierzyłam odległości w jakiej powinny być siane nasionka (wg wskazówek z opakowania) i zaznaczałam je ołówkiem. Następnie z mąki pszennej i wody zrobiłam dość gęsty klej, nanosiłam kroplami na wyznaczone punkty i na kroplę wrzucałam po kilka nasionek (4-5). Taśmę zostawiłam do wyschnięcia (uwielbiam ogrzewanie podłogowe!) i zwinęłam w rolkę. No i teraz tylko czekam aż stopniej śnieg, żeby wsadzić taśmę z nasionkami w ziemię i zobaczyć co z tego wyjdzie :)


Również w internecie natykałam się dość często na motyw wąsów - praktycznie na wszystkim i z wszelkiego rodzaju materiałów. A że zwolenniczką wąsów nie jestem, postanowiłam zrobić sobie protest-shirta. Moje zdolności krawieckie są oględnie mówiąc znikome, tak więc wykorzystałam jakąś białą podkoszulkę smętnie ukrytą w kącie szafy. Jeszcze tylko zapomniany od prawie roku flamaster do pisania po tekstyliach i ... Tadam! Efekt końcowy mnie osobiście bardzo zadowala ;)


A że nie samym tworzeniem człowiek żyje, to spełniałam się też w kuchni - nie ma to jak przygotować smakowitości ;)



Dolne fotografie wykonałam aplikacją na telefon, którą ostatnio się zachwycam - przed zrobieniem zdjęcia wybierasz jeden z sześciu efektów jaki chcesz uzyskać (m.in "polaroid" i powyższy o nazwie "paper"). A po zrobieniu fotki program sam konwertuje je do takiej właśnie, podniszczonej wersji :) i teraz większość zdjęć, jakie wykonuję telefonem komórkowym są właśnie tego typu.

Chyba jeszcze nie wspominałam o moim uwielbieniu do pewnej sieci marketów budowlanych na literkę P (jak Praktiker) ;) No więc tak - może nie jest to jakaś szczególnie powszechna choroba, ale ja na nią zapadłam ;) I nie chodzi o zakupy stricte budowlane, choć np wolierę dostałam tylko tam. Bardziej chodzi o gadżety wnętrzarskie. Tak, tak - po pierwsze w listopadzie zakupiłam w nim przecudne jelonki z białej porcelany za... 4 złote (słownie cztery!) sztuka. Skakałam ze szczęścia pod sufit - póki nie zobaczyłam cudnego, szarego konika na biegunach za jakieś 10 złotych.


Nie zawiodłam się również i przed Wielkanocą: piękne ceramiczne jajeczko z retro grafiką za 5 złotych sztuka, zestaw trzech drewnianych domków dla ptaszków za 11 złotych komplet i coś co chciałam, żeby siostra przywiozła mi z Anglii, bo u nas tego nie widziałam: ceramiczny "toczek" na 6 jajek, w cudnym zielonym kolorku za 7 złotych. No po prostu uwielbiam ten sklep!


Post wyszedł jakiś monstrualnie długi, więc na dziś już skończę. Teraz już raczej mam zamiar pojawiać się w miarę regularnie - głowa pełna pomysłów, aż paruje, a ręce same rwą się do roboty.
Miłego poświątecznego popołudnia!

 P.s. Post nie jest sponsorowany przez żadną z firm wymienionych w jego treści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz